poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Od Shina do Alice


- Nigdy cię tak nie potraktowałem i nie będę traktował, kocham cię, twój charakter, twoje humorki, nawet to jak się zemną drażnisz.-Zacząłem ją głaskać po główce.-Przecież znów gram, nie występowałem dłuższy czas na konkursach lub przed ludźmi, tylko w samotności grałem, teraz czuję, że chcę grać tylko dla ciebie.
-Dla mnie? Jak to? Przecież grasz pięknie, spokojnie możesz być sławny, więc co ja mam do tego? Chcesz mieć wymówkę do powrotu na scenę?
-Naprawdę cię kocham, jesteś dla mnie wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju, bez ciebie upadnę, chcę mieć kogoś ważnego w życiu, kogoś kto nie będzie zemną tylko w celach materialnych. Nie chcę niewolnika, chcę bliską osobę, która będzie odwzajemniać moje uczucia z własnej woli.-Zacząłem sam częściowo płakać, miałem widoczne świeczki w oczach.-Nie opuszczaj mnie proszę, każdy już mnie opuścił, ale proszę tylko nie ty.
-Tak dużo ode mnie wymagasz, ale musisz też dać coś od siebie.
-Jesteś dla mnie ważna, będę o ciebie dbał i się troszczył.-Uśmiechnąłem się z łzami w oczach, spojrzała na moją twarz.
-Shin... Ty płaczesz, dlaczego?
-To są tylko łzy szczęścia moja piękna.-Wytarłem przedramieniem łzy z policzków.-To co teraz chcesz robić?
-Kupić ci nową obrożę z smyczą rzecz jasna, jesteś teraz mój jak to powiedziałeś, ale wpierw zjedzmy śniadanie.-Przytuliła mnie mocno, podniosła się, podeszła do lodówki, wyjęła pojemnik jajek i smalec, wzięła patelnię na ogień, zaczęła robić śniadanie z własnej woli, to nie byle jakie, była to jajecznica, usiadłem przy stole, podała mi talerz z jedzeniem, nie zauważyłem żadnego dla niej, wzięła szklankę wody, usiadła obok mnie, obawiałem się, że teraz mnie kopnie, zacząłem jeść łyżeczką, było mi łatwiej i wygodnie, po 1 kęsie Alice przytuliła się do mnie, spojrzała na mnie wyczekująco.
-Nakarm proszę swojego boga piesku, dostąp zaszczytu karmienia idealnego stworzenia, tak mówi twój bóg.-Ścisnęła mi ramię jednocześnie wbijając lekko swoje paznokcie w nie, zacząłem ją karmić i sam jeść na zmianę.
-Pięknie ci wyszła, mogę cię karmić codziennie jeśli będziesz chciała, chodźmy teraz na te zakupy.-Pozmywałem naczynia i starłem stół, odwróciłem się na pięcie w kierunku ubrań, ale nim się obejrzałem panienka stała z naszykowanymi dla mnie ubraniami i się uśmiechała.
-Dużo masz tych samych ubrań, zmień jakoś swój wygląd.
-Lubię tak wyglądać, to mnie odróżnia od innych, to jest mój nietypowy, unikalny strój.
-Jak tam wolisz, ale pamiętaj, jesteś mój, nie możesz przynieść mi wstydu.-Odebrałem ubrania, ubrałem się na jej oczach, nie miałem przed nią już czego ukrywać, widziała mnie całego, wstydzić się nie mam też czego, w końcu pamiętała co się wczoraj wydarzyło. Wzięła mnie pod ramię i razem wyszliśmy z mieszkania, zmierzaliśmy po różnych sklepach, w końcu doszliśmy do sklepu muzycznego.
-Mieliśmy kupić fortepian, miałeś mi grać, prawda?
-Słowa dotrzymam, więc chodźmy.-Weszliśmy do sklepu, kasjer od razu speszony naszym przybyciem, ostatnio nic dobrego nie przynieśliśmy mu, wyłącznie kłopoty zajmowania się nami.
-Poprosimy fortepian do mieszkania, z góry płacimy, tu masz klucze.-Zapłaciłem za fortepian, ale nie spodziewałem się, że ona zabrała mi klucze, w dodatku tak cicho i niepostrzeżenie.-Teraz mamy czas dla siebie piesku, pochodzimy razem po różnych sklepach.
-Dobrze, jesteś cudowna.-Uśmiechnąłem się do niej i złapałem ją w pasie.
-W końcu jestem twoim bóstwem, muszę być cudowna.-Wyszliśmy z sklepu, skierowaliśmy się w kierunku dzielnicy handlowej, tym razem ja pociągnąłem ją do sklepu z odzieżą damską.
-Złożę ofiarę mojemu bóstwu, to jest mój obowiązek przecież.
-Skoro tak to określasz, z chęcią przyjmę ofiarę od ciebie psie.-Zacząłem przeglądać ubrania, proponowałem różne kreacje i wiele innych, ona na każdą mówiła nie, zostało mi tylko wybrać coś pod własny gust, jeśli trafię będę szczęśliwy, wybrałem ciemną, prostą sukienkę, bogini obejrzała ją, następnie zgodziła się przymierzyć, ruszyliśmy w stronę przymierzalni, niestety nie pozwoliła mi wejść razem z nią grożąc wsadzeniem palcem, naczekałem się siedząc na jakiejś pufie, w końcu wyszła, wyglądała przepięknie, ta sukienka nie była ani za krótka, ani za długa, była idealna, podkreślała jej talię i wartości, była ideałem.
-Wyglądasz przepięknie Alice.
-Dziękuję Shin, jestem skłonna do chodzenia w niej specjalnie dla ciebie jak poprosisz.-Bogini zawróciła do poczekalni, przebrała się w swoje normalne ciuchy, podeszliśmy do kasy, zapłaciłem i z uśmiechami na twarzach wyszliśmy razem z sklepu, nadal szliśmy tak jak wcześniej, było nam strasznie wygodnie tak iść, jeszcze pochodziliśmy z dwie godzinki po mieście i wróciliśmy do mieszkania, tam czekał na nas zamówiony wcześniej instrument, włączyłem telewizor, usiedliśmy na sofie, Alice zaczęła szukać programów. Pech chciał, że trafiła akurat na wywiad z moim ojcem, chciałem zabrać jej tego pilota i przełączyć na jakieś gówno, nie chciałem słuchać tych bzdur, na wywiadzie był poruszany temat kariery syna słynnego pianisty czy jeszcze wróci, ojciec jak zwykle pewny siebie zapewniał, że wróci dzięki jego słudze. Gówno prawda, nikt mnie nie skłoni do powrotu chyba, że ona, spojrzałem na dziewczynę, była przepiękna, taka do schrupania a mi burczało w brzuchu, chciałem coś zjeść. Zbliżyłem się trochę, już moje usta znajdowały się kilka centymetrów, gdy nagle Alice odwróciła się głową w moim kierunku, odruchowo cofnąłem swoje zamiary i udawałem, że nic nie kombinowałem.
-Zrób mi kochany coś do jedzenia, jak zjemy wtedy mi zagrasz, dobrze?-Zwróciła się do mnie życzliwie, wcześniej było kundlu lub psie, teraz była miła, potrafiła jak chciała, coś dla niej chyba znaczę w takim razie, wstałem z łóżka, podszedłem do lodówki, zastygłem w miejscu, przeszukiwałem w głowie co ugotować, nie miałem bladego pojęcia co by chciała.
-Piękna, co chcesz zjeść dobrego?-Spytałem mając rękę na rączce drzwiczek lodówki.
-Wszystko byle by z mięsem, ale nie spaghetti lub tego kurczaka wczorajszego, przeszła mi ochota.-Położyła się bokiem na łóżku, teraz mogłem widzieć kontury jej piersi, nie były zbyt małe, ani zbyt duże, były idealne, takie przyjemne. zdecydowałem się na odsmażenie wędliny pozostałej w lodówce, podałem na stół z chlebusiem.
-Dzisiaj klasycznie jak widzę, nie dodałeś tu alkoholu prawda?
-Do wędliny chyba się nawet nie da, więc nie masz o co się martwić.-Zjedliśmy w spokoju obiad, poruszając różne tematy, chwaliłem jej wygląd w wybranej wcześniej sukience, sama przyznawała mi rację, jakoś minął nam ten miły czas, pozmywałem i teraz obiecane granie na fortepianie, specjalnie dla niej zagram pewien utwór, nikt go nie słyszał, nawet ojciec w domu, gdy grałem całymi dniami samotnie, wyjątkowy utwór dla wyjątkowej osoby, zasługuje na to.

Alice? Proszę nie bij w krocze


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz