sobota, 7 kwietnia 2018

Od Alice do Shina


Uniosłam swe pytające spojrzenie w kierunku wyższego mężczyzny. Któryś raz z kolei, mogłam dostrzec tą niepewność, wymalowaną na jego twarzy. Spuściłam wzrok, idąc w krok przy nim. Nie zdawał się być jakoś bardzo zadowolony w tym momencie, ze swego zwycięstwa... Gdy tylko wkroczyliśmy na całkiem sporą salę bankietową, moje palce, jakby automatycznie mocniej zacisnęły się na rękawie wyższego. Wiele osób tego późnego popołudnia, natoczyło się nam pod nogi. Głównie, w celu pogratulowania Shinowi jego zwycięstwa. Zapewne miłym uczuciem jest wysłuchiwanie tych wszystkich pochwał... Dla przeciętnych ludzi, bo na jego twarzy, wciąż dostrzegałam jedynie wymuszone uśmiechy. Czy tak powinni reagować, dumni z siebie zwycięscy?
- Shin, dlaczego wciąż się zamartwiasz...? - zapytałam równie cicho, co stanowczo, gdy tylko na moment zatrzymaliśmy się przy przekąskach. Z początku odpowiedziało mi jedynie wzruszenie ramion.
- Chyba zmyjemy się nieco wcześniej z tej zabawy... - odparł pół-mrukiem, rozglądając się po otaczających nas ludziach. Nie chcąc protestować, jedynie przytaknęłam krótko głową. I tak, sama, podobnie jak on nie miałam zamiaru zbyt długo tu siedzieć. Wlepiłam spojrzenie w idealnie, choć z lekka już podebrane przekąski. Ze zmrużonymi oczami przyglądałam się jedzonku, gdy wtem... Przy końcu, dostrzegłam przepiękną, właśnie przekrawaną przez rzeźnika pieczeń. Podekscytowana, w mgnieniu oka, jakby ignorując cały, otaczający mnie świat, ruszyłam ku niedużemu stoliczkowi. Przepychając się przez tłum, jakiś napalonych, żywych kulek, zwinnie dorwałam do siebie właśnie nakładany na talerzyk, kawałek mięska. Równie szybko zwinęłam się ze stanowiska, przy tym korzystając ze zrobionego przez facetów przejścia. Hah, ich przepełnione pytaniami spojrzenie, są takie żałosne! Ze stołu, dorwałam jeszcze widelczyk, by po chwili, w kroku odkroić nieduży kawałek mięska. Nabiłam go na sztuciec, jednocześnie kierując swój wzrok, ku chłopakowi. Zaprzestałam momentalnie swej dotychczas kontynuowanej czynności, z delikatnie rozchylonymi wargami, przyglądając się przedstawionej przede mną scenie. Kobieta, w średnim wieku, obmacywała swymi kończynami moją własność. Zacisnęłam mocniej zęby, przy tym zignorowawszy, samoczynnie wypuszczony z dłoni talerzyk z mięskiem, z zaciśniętymi pięściami zbliżyłam się do dwóch osobników przeciwnej płci. Ignorując kobietę, przyciągnęłam Shina do siebie, stanowczym pociągnięciem za dłoń. Zmrużywszy delikatnie oczy, rzuciłam przepełnione nienawiścią i chęcią mordu spojrzenie w jej stronę.
- Kim ona jest, i kto dał jej prawo obmacywania ciebie?! - syknęłam przez zęby, nawet nie unosząc wzroku na chłopaka.
- Spokojnie piękna, spójrz na mnie i na nią. - odparł po krótkim momencie. -...różnica wieku, widoczne podobieństwo... Nie podejrzewasz czegoś? - dopowiedział, rzucając kobiecie i mi ciepły uśmiech. Westchnęłam cicho, choć wciąż, wyczuwalnie nienawistnie. Spojrzałam to na niego, to na przedstawicielkę płci pięknej. Ta, mimo mojej reakcji, również uniosła wyżej kąciki swych ust.
- Pani... - zaczęłam, dostrzegając w niej widoczne podobieństwo, w stosunku do zdjęć, niegdyś przedstawianych mi na komputerze, przez Shin'a. - Pani, Clarisse Violin. - powiedziałam krótko, aż nazbyt oficjalnie.
- Bingo malutka - uśmiechnęła się szerzej, wyciągając w moją stronę dłoń. Racja, może i by była wyższa, ale to nie znaczyło, że od razu musi mi to wypominać... Mimo wszystko, nie miałam zamiaru wykłócać się z nowo poznaną, na dodatek rodzicielką chłopaka.
- M-miło mi Panią poznać... - wyciągnęłam nieśmiele dłoń w stronę kobiety, jednocześnie nieco zmieszana jej słowami. Ta, momentalnie, uścisnęła ją, przy tym z lekka wyrywając mnie spod ramienia chłopaka. Stojący tymczasem za mną, cicho się zaśmiał... Choć zmieniłam nastawienie do jego osoby, spokojnie, przywalę temu ex-kundelkowi, jeśli tylko zasłuży. Uniosłam swe spojrzenie, prosto na kobietę, która zapewne, najchętniej... Mnie również wyściskałaby na śmierć.
- Dla mnie również, niezmiernie przyjemnie jest ujrzeć przyszłą synową! - podkreśliła, dłonią delikatnie ocierając mój chyba czerwony od zawstydzenia policzek. Zaprzeczyłam szybko głową.
- Chyba nie chciałabym się tak rozpędzać. - powiedziałam, rzucając jednocześnie wymowne spojrzenie w kierunku Shin'a.
- Ach, rozumiem, rozumiem... - podczas gdy tej, uśmiech z twarzy nie schodził, na moje usta wpłynęła podobna mina, zmieszana z delikatnym grymasem. Już rozchylałam wargi by coś powiedzieć, gdy wtem, niespodziewanie dołączył się do naszego skromnego towarzystwa, - w porównaniu ze mną -, bardzo wysoki facet. Uniosłam wzrok w górę, by móc chyba po raz pierwszy w życiu skrzyżować z nim swe spojrzenia. "Los chce, bym dzisiaj padła na zawał" - stwierdziłam w myślach, zbliżając się na powrót do ciemnowłosego.
- Panienka Alice Baskerville, jak się nie mylę? - podpytał niemalże od razu, po przeskanowaniu mej osoby wzrokiem. Widocznie osłupiałam, gdy z ust mężczyzny wypłynęło moje nazwisko.
- Skąd Pan mnie zna? - odpowiedziałam kilka sekund później, pytaniem, na pytanie.
- Nie mógłbym pomylić córki arystokratów. - odparł ponownie w moją stronę, by następnie zwrócić wzrok w kierunku Shin'a. Jego charakterystyczne rysy twarzy, akurat były mi znane. Ojciec chłopaka - Kuro Tetsuyi. - Miło mi, ponownie cię widzieć. - choć jego słowa, miały być "przyjaznym" powitaniem swego syna, oziębły ton i głębia, z jakąś zostało to wypowiedziane, pozostawały wiele do życzenia.
- Mnie również. - odpowiedział zapewne z grzeczności. - Co cię tu sprowadza? - dopytał zwięźle, przy tym mierząc mężczyznę wzrokiem.
- Przyszedłem podziwiać występ oraz zwycięstwo mego, prawowitego syna! - podkreślił ostatnie dwa słowa, jakby to nie było oczywiste. - Wiedziałem, że w końcu się przełamiesz i wreszcie pokażesz występ godny bycia moim synem oraz wynikiem mojego wychowania cię. - wypalił w nad wyraz arogancki sposób, który nieukrywanie mnie zdenerwował. Zacisnęłam dłonie w nieduże piąstki.

00:13
- Nie powinnam się w to wtrącać... Chociaż. Kto mógłby mi przeszkodzić, podając przy tym sensowny powód zatrzymania? - zaczęłam praktycznie przez zęby. - Mówi Pan to w taki sposób, jakby już wcześniej nie było to oczywiste! - rzuciłam mimowolnie zwięzłym protestem, związanym z jego haniebnym podkreśleniem, wcześniejszej bezwartościowości syna.
- A czyją zasługą, jest jego stanie, u twego boku? - zadał podobnie egoistyczne pytanie.
- Nie podoba mi się Pana traktowanie swojego syna, jako jakiegoś przedmiotu, który zmiennie, niczym w kalejdoskopie, w Pana oczach traci swoje wartości. - zarzuciłam w jednym zdaniu, nawet nie myśląc o zaprzestaniu podważania kolejnych wypowiedzi mężczyzny.
- Odpowiedz na pytanie. - powiedział, całkiem chytrze wspominając mój brak konkretnej reakcji na wcześniejsze, krótkie zdanie.
- Narzuciło się na to wiele współczynników, nawet na samym początku jego istnienia. Myślę, że powinien Pan znać dogłębniej zasady powstawania człowieka, w tym, że do zapłodnienia potrzebne są zarówno komórki męskie, jak i żeńskie. - wypaliłam bez krzty pohamowania, ośmielając się nazywać istnienia po imieniu. - Jako człowieka, którego łączą z Panem jedynie więzy krwi, jest odosobnioną jednostką, potrafiącą decydować o własnym życiu. Stoi przy mnie, z własnej, nieprzymuszonej woli i racja, w odległych kwestiach jest to Pana zasługa, lecz proszę nie przypisywać sobie Shin'a, jako osoby, którą wykształtował w sobie przez ostatnie kilkanaście miesięcy, głównie oddalony od Pana! - podniosłam nieco ton, praktycznie nie będąc w stanie się opanować.
- Kim jesteś, że masz w ogóle czelność tłumaczyć się w tak niegodny sposób w tej sprawie. - nachylony delikatnie nade mną, któryś raz z kolei zmierzył moją osobę, tym razem, przepełnionym nienawiścią wzrokiem. Zaśmiałam się krótko.
- Już Pan wspominał, arystokratka, Alice Baskerville. - odsunęłam się o krok, by celowo, wpaść na jedynie przyglądającemu się sytuacji chłopaka. Uchwyciłam jego dłoń, wzrok, nieustannie pozostawiając wlepiony w ów Pana Kuro. - Żegnam, tymczasem. Wraz z synem waszmości, mamy sporo spraw do załatwienia. - podsumowałam, jak zazwyczaj w sytuacjach obrony, ukazując jedynie najmocniejsze karty i jasne argumenty. Pociągnęłam momentalnie chłopaka za sobą, w stronę naznaczanego, tylnego wyjścia z budynku. Wyjście frontem, mogło być naprawdę ryzykowne, ze względu na osobistości objawione na bankiecie. Bez żadnych słów, z przytupem opuściłam placówkę, w towarzystwie Shin'a. Przynajmniej teraz, mogłam na powrót, zabrać świeżego oddechu. Wzdychając ciężko, zatrzymałam się wraz z towarzyszem, tuż obok drzwi. Przeczesałam swe włosy palcami, jednocześnie poprawiając niektóre, podwinięte w czasie szybkiego marszu elementy sukienki i pończoch. Dopiero upewniona, którymś z kolei zlustrowaniem, zwróciłam twarz na powrót w kierunku chłopaka. Jego osobę, chyba dostatecznie wmurowało... Zbliżyłam się do niego dosyć powolnym krokiem, wzrok jednak wlepiając w ziemię.
- Shin... - zaczęłam całkiem cicho, owijając swe ręce, wokół szyi chłopaka. - Nie musisz się niczym przejmować... - przejechałam opuszkami palców, wprost po jego linii naznaczonej na plecach przez kark. Przygryzłam dolną wargę. - Choć jesteś poniżej mnie, mój drogi ex-kundelku... Dla ciebie, byłabym w stanie zrobić zdecydowanie więcej, niż się spodziewasz. - uśmiechnęłam się, unosząc jednocześnie wzrok prosto na niego. - Wymienimy się już, swoimi nagrodami?

< Shin? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz