czwartek, 12 kwietnia 2018

Od Kevina do Kazumy


Westchnąłem głośno, podparty o swą laskę, jednocześnie rzucając przelotny wzrok na jego osobę. Pomyśleć, że tak łatwo szło mi zdobycie praktycznie darmowych przysług...- Ile zajmuje Ci podniesienie się z podłogi? - podpytałem, uśmiechając się tym samym pod nosem. - Nie mam zamiaru udzielać Ci praktyk, w domu. - mruknąłem pod nosem, doglądając jego osobę, swym jednym okiem. - O ile w ogóle, masz dom. - zauważyłem, wnioskując to rzecz jasna z ubrania chłopaka. Nie miałem zamiaru obijać w bawełnę, przy swym nowym "uczniu". Zanim otrzymałem jakąkolwiek odpowiedź, Kazuma momentalnie poderwał się na równe nogi. Otrzepany z niewidzialnego kurzu, poprawił jeszcze swe roztrzepane włosy.
- Myślisz, że nie godzien jestem przebywać w kasynie? - przechylił pytająco głowę, również mierząc swe ubrania wzrokiem. Nie chcąc dłużej komentować, za kontrę uznałem wzruszenie ramionami. Odwróciłem się niemalże jednocześnie na pięcie, ruszając tym samym w stronę przejścia, wiodącego do korytarza, zaś na krańcu którego są schody. Tamtędy, droga była prosta do piętra, z osadzonymi prawie na całej szerokości bistrami. Miejsce wprost perfekcyjne dla chcących się zareklamować restauracji.
- Dlaczego za mną idziesz? - dopytałem, z wymownym uśmiechem wymalowanym na twarzy. Nie miałem podświadomie żadnych zastrzeżeń, co do podobnych kroków z jego strony. Zwyczajnie, chciałbym bliżej
poznać swego tymczasowego, podopiecznego.
- W zasadzie, to powinienem iść w tobie, jako twoje lew- - urwał momentalnie, zapewne zdając sobie sprawę z sensu, aktualnie wypowiedzianych słów. Przybił sobie piątkę z twarzą, wzdychając ciężko. Przechodziliśmy aktualnie przez podobny, nie jestem nawet do końca pewien, czy czasem nie ten sam korytarz, co zeszłego wieczoru. Korzystając z okazji, paroma, zwinnymi ruchami udało mi się przybić chłopaka do ściany. Utrzymując swe przedramię, równo z obojczykami ciemnowłosego, przycisnąłem go trochę mocniej. Z delikatnym uśmiechem, oraz przesłoniętą górną częścią twarzy, podsunąłem pod jego blade usta niewielką słodycz.
- Wiedz, że równie dobrze mogę cię wykorzystać, najbrutalniej jak tylko sobie wymarzę i rzecz jasna potrafię... - odparłem z cichym, całkiem przerażającym z trzeciej osoby śmiechem. - A ty, nawet nie będziesz na to przygotowany, tak? - urwałem na moment, wsłuchując się w jego wyraźnie przyspieszony oddech. - Mam nadzieję, że ujarzmiłem wszelakie obiekcje, jeśli chodzi o moje oko, panie pisarzu? - podsumowałem krótkim pytaniem, puszczając cukierka i błyskawicznie kontynuując swój przemarsz w kierunku schodów. Zostawiając Kazumę nieco w tyle, spokojnie skierowałem się ku swemu celu. Przy wejściu do ogromnego pomieszczenia, spojrzałem przelotnie na ciągnącego się za mną chłopaka. Szedł, tym razem widocznie pogrążony w swych rozmyśleniach, zapewne gdybaniach na mój temat. "Ach, nigdy nie miałem zbyt dobrego podejścia do dzieci... Tym bardziej, młodzieży..." - wypaliłem jak zwykle, starając się indywidualnie usprawiedliwić swój przedwczesny kryzys wieku średniego. Z delikatnym, choć trochę wymuszonym uśmiechem zbliżyłem się do szyby, za którą bardzo smacznie prezentowały się przeróżne ciasta. Schylony z lekka, rzuciłem ponownie wzrok, ku wlekącym się ciemnowłosym.
- Wolisz herbatkę, czy może kawę? - dopytałem dla pewności, dając jednocześnie znak sprzedawcy, o zakupie konkretnego, wskazywanego wzrokiem ciasta. Ten niemalże od razu skinął głową, biorąc się za nałożenie słodyczy na ozdobny talerzyk, jednocześnie zajmując się wybranym przeze mnie naparem.
- Chyba wolę kawę... Z herbatą, nie ma co ryzykować. - odparł po chwili, co również stało się jednoznacznym znakiem dla sprzedawcy. Podobnym co wcześniej, kontaktem wzrokowym, zasygnalizowałem o prośbie nałożenia kolejnego z ciast, tym razem dla mojego towarzysza. Wyczekując na nasze zamówienie, wraz z chłopakiem, przysiedliśmy przy stoliku tuż obok okna. Z tego miejsca, rozprzestrzeniał się przepiękny widok na trochę tłoczne otoczenie kasyna. Obserwowanie ludzi, czy pojazdów, jest zdecydowanie ciekawsze z tej perspektywy. Założyłem nogę na nogę, wpatrując się w uciekającego wzrokiem mężczyznę. "Czy aż tak bardzo, zawstydziła go moja akcja?" - westchnąłem cicho.
- Posłuchaj najważniejszej zasady, którą powinieneś kierować się w tym burdelu. - zacząłem spokojnie, z poważnym wyrazem twarzy. - Słabi, szukają zemsty; silni, wybaczają; natomiast inteligentni, ignorują. - praktycznie wyrecytowałem krótki cytat, do którego od tego momentu, miałem sobie przypisywać charakter Kazumy. Sam, nie koniecznie zgadzałem się ze wszystkimi kryteriami płynącymi z tych słów, lecz sądzę, że właśnie do niego powinny one pasować. Nim z jego ust, wydobył się jakikolwiek szmer, w dłoniach chłopaka znalazł się nieduży notatnik. Chwytając w dłoń pióro, zanotował coś na żółtawych kartkach zeszyciku. Skrzywiłem się momentalnie, nieco zaskoczony jego zachowaniem. - Co ty robisz? - mruknąłem pod nosem, dotychczas podpierając swą głowę o wierzch dłoni, prostując się.
- Notuję dokładnie wszystko, co powiesz. Dzięki temu, lepiej wszystko zapamiętam! - uśmiechnął się delikatnie, chcąc mnie zapewne zapewnić w swych słowach. Skrzywiony, przybiłem jedynie piątkę z twarzą, kątem oka spoglądając na zbliżającego się kelnera. Skinąłem na niego głową, przejmując jednocześnie ozdobny widelczyk. Niewyobrażalnie szybko, pochłonąłem swój kawałek ciasta. Zanim ten zasmakował napoju i dorwał sztućca, mój talerzyk stał już pusty. Rozbawiony jego oszołomionym wzrokiem, spojrzałem kątem oka na spoczywającą na mym ramieniu Emily. Od razu, z nieokreślonego źródła, wydobył się cichy śmiech.
- Pilnuj swojego ciasta. - odparła, choć na to już było za późno. Nadziałem kawałek jego ciasta, na swój widelczyk. Z - pozornie -, przyjaznym uśmiechem wyciągnąłem widelczyk ku jego ustom. Jakby instynktownie rozchylił swe wargi, na co ja, jeszcze bardziej rozbawiony, sam zjadłem kawałeczek.
- Mogłem zamówić więcej... - mruknąłem, nawet nie dając szansy spróbować chłopakowi, podobno, wybranego specjalnie dla niego ciasta.
- Jeszcze Ci mało? - fuknął, wpatrując się w swój, pusty talerzyk. Wzruszyłem momentalne ramionami.
- Dobra, dobra, możemy przejść do rzeczy. - powiedziałem, oblizując delikatnie zabrudzone od ciasta palce. - Skoro masz zamiar zacząć grać na poważnie, w pierwszej kolejności winien jesteś nauczyć się manier. - rzekłem jakże uroczyście, przyglądając się dokładnie postawie chłopaka.
- Nie ma nic prostszego, niż poradzenie sobie z jakimiś napataczającymi się typkami! - odparł jakże odważnie, wyciągając pierś dumnie do przodu. - Tak sobie pomyślałem... Wystarczy, że nauczysz mnie samoobrony! - dodał, jakby prosząc się o kolejną umowę. Rozbawiony, podparłem się łokciami o stół.
- Prosisz mnie o zbyt wiele, nie uważasz? - zauważyłem, pytając. - To zaliczałoby się jako trzeci podpunkt, do "Księgi Przysług dla Pana Break'a" - fuknąłem, popijając jednocześnie herbatką.
- Ughm... Racja. - przygryzł zapewne z nerwów kciuka. - Więc, lepiej kontynuuj. - sprostował, ostatecznie pozostając przy zdrów myśleniu. Bawiąc się filiżanką, któryś raz z kolei, wziąłem głębszy wdech.
- Choć do mojej osoby, jeszcze ci daleko... Powinieneś zacząć od podstaw, podstawy. - odwróciłem wzrok z lekka w bok, obserwując tym samym otoczenie. - Zapamiętaj. Głupich, łatwo omamić ich lustrzanym odbiciem. - przytakując sam, sobie głową, ziewnąłem jednocześnie pod nosem. - Mówiąc patologicznie, wystarczy przytaknąć obrazie, czy groźbie kierowanej w twoją stronę. Zgodzić się z nią. Dopiero gdy to nie zadziała, stać się zagrożeniem. - wytłumaczyłem pokrótce najważniejszy element, wdzierania się w jakiekolwiek kłótnie. A raczej, unikanie ich.
- To jest za proste. - fuknął, jakby niezadowolony z mej łaskawej, udzieleniu jego osobie przyjacielskiej rady. Choć rzuca tak inteligentnymi frazami, i tak bije od niego naiwnością i bezsilnością...
- Spokojnie, Kazuś. Pogadamy na temat sensu mych słów, gdy tylko nadarzy się kolejna okazja na spotkanie z groźnymi typkami! - machnąłem parę razy dłonią, nieustannie spowijając swe usta uśmiechem. - Bądź na razie na etapie ignorowania przygłupów, na dalsze "poziomy" nie jesteś gotowy. - wykrztusiłem, urywając chichotem.
- To że genialny z ciebie nauczyciel... - fuknął pod nosem.
- Podważasz... - urwałem, momentalnie ujmując w swe dłonie Emily. Zaciskając kurczowo palce wokół szyi laleczki, jakby automatycznie dotarł do mnie jęk z samego jej wnętrza.
- N-Nie mogę od-dychać! - wydukała po paru sekundach.
- Sądzisz, że nie mogę cię niczego nauczyć? - dopytałem znowu, szczerząc się niczym jakiś psychol. Chłopak nieco zbladł, podnosząc ręce do góry.
- Skądże, skądże! - wybełkotał, chyba zdając sobie sprawę, z przeciwnym jego zaprzeczeniu losu. Odstawiłem Emily na jej prawowite miejsce, podśmiewając pod nosem.
- W podstawy gier kasynowych, wtajemniczę cię później. - podsumowałem jakby nigdy nic, podnosząc się trochę mozolnie, do podstawy stojącej. - Nie wiem co ty masz zamiar ze sobą zrobić Kazuś, lecz ja muszę na jakiś czas wrócić do swojego, prawowitego domu. Wypadałoby się w końcu lepiej ubrać, czyż nie? - zadałem retoryczne pytanie, opierając się o stoliczek, przy którym wciąż spoczywał chłopak. - Tego wieczoru... Musimy na sobie pasożytować- -, znaczy... Miałem rzecz jasna na myśli, współpracować. - choć i tak trochę przyćmionym wzrokiem, przeskanowałem osobę jaką reprezentował sobą ciemnowłosy. Przydałoby się coś zrobić z jego wyglądem, skoro tego wieczoru, mieliśmy ukazać się w swoim towarzystwie. Jakiegoś gbura, nie mam zamiaru ze sobą taskać. "W końcu, po raz pierwszy sprawdzę, czy tak naprawdę nadajesz się na mój nowy cel..." - powiedziałem jedynie do siebie w myślach, robiąc pierwsze kroki, ku samodzielnemu wyjściu. Ignorując również, nasuwające się na oko rozmazanie otoczenia, podpierając się co rusz o laskę, zbliżyłem się do przejścia. "Póki jeszcze mogę dosięgnąć światła, tego przepięknego dnia, dopóty ja, mam zamiar wydobyć z ciebie jak najwięcej."

< Kazuma? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz