niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Kevina do Kazumy


Przypatrywałem się uważnie kroczącemu tuż obok mężczyźnie. O ile przeczucia mnie nie mylą, w tym całym, kasynowym zamieszaniu znalazł się całkowicie przypadkowo. Chociaż niezbyt podoba mi się ta wizja, względem historii z hazardem, zdaje się być jeden - w jeden jak ja. Kuszący aromat bogactwa, którego nawet garstka mogłaby podwyższyć standardy życiowe człowieka. Możliwość zmiany bytu, zajęcie "wyższego stanowiska" w tym dziwacznym świecie. Szkoda, że dał się namówić tym złudzeniom. Gdybym miał wybór, w życiu nie wkroczyłbym w progi tego miejsca.

Znalezienie standardowej pracy za najniższą średnią krajową nie jest takie trudne, a za to, zaoszczędziłbym sobie nerwów i zdrowia. Fizycznie, wciąż byłbym w posiadaniu lewego oka. Mógłbym długo argumentować, lecz teraz, nie był czas na rozmyślanie. Nasilające się krzyki, jedynie utrzymywały mnie w przekonaniu, że - najprawdopodobniej - jakiejś przedstawicielce płci pięknej, dzieje się krzywda. Nie ukrywam, że postawa mężczyzn bliżej źródła sytuacji, jedynie przyprawiała mnie o dodatkową irytację. Lecz czego można się spodziewać, po napitych samcach, aktualnie, myślących jedynie o forsie?
- Poczekaj tu poeto, bo jeszcze narobisz sobie niepotrzebnych problemów. - ostrzegłem, zaciskając mocniej palce na towarzyszącej mi lasce. - Nie psuj sobie wizerunku, na samym starcie. - dopowiedziałem, jednocześnie puszczając oczko mężczyźnie.
- Co za różnica, zdrowie tej kobiety jest ważniejsze! - odpowiedział niemalże od razu, przy tym jakże niezadowolony moimi prośbami, krzyżując ręce. Wywróciłem momentalnie oczami.
- To będzie szybkie, pilnuj dziewczyny... - odparłem bardzo ogólnikowo, dodatkowo, z lekka się uśmiechając. Kazuma obdarzył mnie jedynie swym pytającym spojrzeniem. Ignorując je, wkroczyłem momentalnie między napastnika, a przedstawicielkę płci pięknej. Odruchowo odpychając nieco wyższego faceta, w między czasie, poprzez uchwycenie nadgarstka damy, delikatnie skierowałem jej bezbronną egzystencję, wprost na mojego aktualnego towarzysza. Ten, wciąż, jakby nie rejestrując sytuacji, odruchowo uchwycił równie łagodnie kobietę. Upewniwszy, iż ofiara jest bezpieczna, zwróciłem na powrót swą uwagę ku najebanemu pachołkowi. Przedstawiciel płci bardzo brzydkiej o wyjątkowo słabej głowie, który najwidoczniej był już po kilku drinkach, zacisnął mocniej pięści. Chwiejnym krokiem, ruszył prosto na mnie, przy tym warcząc pod nosem niczym jakieś psowate stworzenie.
- Ty nie-ewychowany... - zaczął, mówiąc przez czkawkę. - J-jak śmi-iesz m-mnie do-t-tykać?! - wypalił równie niewyraźnie, jednocześnie, o mały włos się zapowietrzając.
- Żałosne zachowanie, za grosz powagi. - mruknąłem pod nosem, przy tym zachowując całkiem poważny wyraz twarzy. - Lepiej wracaj do pokoju, Vino. - zwróciłem się do mężczyzny po imieniu, przy tym wymownie się uśmiechając. W odpowiedzi, otrzymałem pytające spojrzenie jego przyćmionych oczu. Krew mnie zaraz zaleje...
- P-pyskujesz jeszcze?! - wykrzyczał, tym samym zwracając na nas uwagę innych, przebywających aktualnie na sali. Przeokropna sytuacja, centrum zainteresowania egzystencji trzecich. Przekląłem pod nosem, spoglądając na oszołomioną dwójkę, stojącą parę metrów dalej. Chwyciłem się z lekka za głowę, wzdychając głośno.
- Zejdźcie mi z oczu, zanim nie zajmę się tym wielce napalonym. - mruknąłem w kierunku ów parki. Spojrzeli po sobie, ostatecznie jednak wykonując moje polecenie. Dobranie się do takiego wielkoluda mogło być trudne... Rozejrzałem się szybko. Gdy tylko w oko wpadł mi kelner, niosący na swej tacy kilka szklanek ponczu, w mej głowie zrodził się idealny pomysł. Dorwałem jedno z naczyń, by wraz ze zdziwieniem malującym się na twarzy pracownika, zamachnąć się i rozbić szkło prosto na wyłysiałym łbie faceta. Cichy wdech momentalnie wydobył się z ust gapiów, na których oczach, Vino padł na ziemię nieprzytomny. Wzruszyłem z lekka ramionami, przy tym w kroku oblizując swe palce z przepysznej cieczy. Ignorując świadków, przyspieszyłem. Nie przeszedłem dwudziestu metrów, a na powrót mogłem znaleźć się przy nowo poznanym oraz dziewczynie. Jakby beztrosko, toczyli sobie krótką konwersację, którą najwidoczniej przerwała moja bliższa obecność.
- Dobrze się czujecie? - wypaliłem jakby "w trosce", chodź me słowa zatrute były ostrą ironią. Chłopak z lekka skinął głową w geście odpowiedzi.
- Dziękuję panom bardzo! - wtrąciła po kilku sekundach kobieta, przy tym jakby się skłaniając.
- Lepiej zbieraj się do domu panienko, póki kolejny napity nie będzie chciał bliżej przyjrzeć się twej twarzyczce. - odburknąłem z cichym westchnięciem, przy tym krzyżując ręce.
- Racja, będę się już iść. Miłego wieczoru! - pożegnała się już w marszu, dodatkowo, delikatnie się czerwieniąc. Westchnąłem głośno, jednocześnie sprawdzając stan swego ubrania. Poncz, na całe szczęście nie zdołał mnie dosięgnąć...
- Więc na czym nam stanęło? - zwróciłem się do ciemnowłosego, podparty o towarzyszącą mi laskę.
- Uhm, rozmawialiśmy o herbacie. - odpowiedział po krótkim namyśle, z lekka skinąwszy głową. Ziewnąłem głośno, uprzednio zasłaniając swe usta, nieco przydługim rękawem płaszcza.
- No tak, czyli chciałbyś się nauczyć, o co w tym wszystkim chodzi... - wyszczerzyłem się, tym samym ignorując jego odpowiedź. Odpowiedziało mi ciche prychnięcie.
- Wiesz... - zamyśliłem się teatralnie. - Najpierw muszę sprawdzić, czy do czegokolwiek się nadasz! - wypaliłem z tym samym, przesiąkniętym złośliwością uśmieszkiem.
- W przeciwnym razie, nie będziesz nam potrzebny! - dopowiedział mi piskliwy głosik, spoczywającej na mym ramieniu laleczki.
- Nie masz przyjaciół? - podpytał jakże odważnie, również spowijając swe usta szerszym uśmiechem.
- Nie w tym rzecz, Kazuma... - pokiwałem w geście przeczenia głową. - Może zacznijmy od tego, że jeśli chcesz stać się "kimś", musisz wyzbyć się wszelkich emocji i dążyć do swego celu, nie zważając na ofiary. - chodź w pewnym sensie było to niemożliwe, podświadomie puściłem chłopakowi oczko.
- Brzmi jak tandetna tragedia. - wzruszył ramionami.
- Przybyłeś tu w celu zarobienia pieniędzy, a nie znalezienia przyjaciół... Jak mniemam? - dopytałem dla upewnienia.
- Może i tak, lecz na pewno mógłbym spotkać tutaj kogoś ciekawego. - uargumentował zwięźle.
- Widzę że kłamiesz, chłopcze... - zaśmiałem się cicho, przy tym nieco bardziej zbliżając się do jego egzystencji. Delikatnie mrużąc oczy, uprzednio wyciągniętego z kieszeni cukierka, podsunąłem bliżej ust chłopaka. - Grzeczne dzieciaczki, nie powinny okłamywać starszych! - dodałem nieco rozbawiony, stojąc zaledwie pół metra od Kazumy. Ten jakby niewzruszony, jedynie cicho prychnął.
- Starszy pan, ma zamiar zaczepiać dzieci? - odgryzł się całkiem zaradnie, tym samym stawiając mi czoła. Interesujący. - Czy warto w takim razie, takiemu zaufać? - dopowiedział kolejnym pytaniem.
- To bez znaczenia. - przechyliłem głowę. - Zwyczajnie posłuż się mną, tak jak ja, później posłużę się tobą... - odparłem z nieukrywanym rozbawieniem.

- Kusisz niczym diabeł, chodź po kolorze włosów, stawiałbym na anioła. - odburknął pod nosem, ostatecznie przejmując mojego cukierka. - Czego byś ode mnie oczekiwał, w takim razie? - dopytał, w pewnym procencie najwidoczniej zgadzając się na ów umowę. Widocznie zadowolony, uchwyciłem delikatnie nadgarstek mężczyzny. Ignorując jakiekolwiek protesty z jego strony, pozwoliłem sobie zaciągnąć jego egzystencję w nieco bardziej wyludnione miejsce, jakim był korytarz pokojów hotelowych. Przeszliśmy do niego bez zbędnych konfrontacji, czy spojrzeń gapiów. Nie chciałbym dokonywać żadnych kontraktów, pilnowany czyimiś oczami. Zatrzymaliśmy się w okolicy uchylonego okna, a ma dłoń jak z automatu puściła rękę chłopaka. Spojrzałem na rozprzestrzeniający się za nim, przepiękny widok miasta.
- Wiesz, w pewnym sensie mamy ten sam cel. - powiedziałem dosyć ogólnie. - Chodź znam się na rzeczy, w tym burdelu jestem całkiem nowy. - wyjaśniłem pokrótce, przy tym dopierając się do swej saszetki z cukiereczkami. Wyciągnąłem kolejnego, jednocześnie oblizując się.
- Znałeś tamtego człowieka, będąc kimś zupełnie obcym w jego oczach? - zakończył któreś z kolei zdanie znakiem zapytania. Przynajmniej nie gadał od rzeczy. Zdaje się być całkiem inteligentom i na swój sposób sprytną osobą. Kolejny plus.
- Jakiś ty dociekliwy... - zacisnąłem mocniej swe dłonie. - Nie zagłębiaj się zbytnio w te tematy, bo możesz przez przypadek umrzeć. - dodałem, spowijając usta psychodelicznym uśmieszkiem. Gdyby był idealny, rozważyłbym ów opcję.
- Omijasz konkrety, Break. - zwrócił mi uwagę, co podświadomie jeszcze bardziej podburzyło moją irytację.
- Będziemy na sobie pasożytować... To znaczy... Współpraco- - mą wypowiedź, przerwał dosyć mocny przeciąg, wydobyty z pobocznej okiennicy. Podmuch, momentalnie podburzył zarówno moje, jak i mężczyzny włosy. Nawet nie zdążyłem uchwycić lewej strony swej twarzy, gdy zdmuchnięta grzywka, ukazała przed chłopakiem skrywaną dotychczas pustkę. Mina nieco mi zrzedła, podczas gdy jego oblicze spowiło zdziwienie i delikatny, dosłownie unoszący się w powietrzu lęk.
- Wybacz, widziałeś? - uśmiechnąłem się niewinnie, cicho wzdychając. Przysłoniłem ów miejsce dłonią.
- T-ty... Nie masz oka? - odparł nieco się jąkając przy początku, chyba nie potrafiąc zarejestrować właśnie otrzymanej informacji.
- Zabrano mi je, dawno temu. - wzruszyłem jedynie ramionami. - Widzisz... W tym rzecz. Nie ogarnę wszystkiego wzrokiem, przy pomocy jednego oka. Zgodzisz się? - spuściłem swe spojrzenie, wprost w ziemię. Dorwałem kolejnego cukierka. - Twoja rola jest jednoznaczna. Musisz stać się, mym lewym okiem!

< Kazuma?  >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz