wtorek, 20 marca 2018

Od Madeline do Samuela


          Moje prośby, co do niezmiernego spokoju, a także ciszy nie zostały wysłuchane. Po usłyszeniu gwaru na korytarzu, nie mogłam spodziewać się niczego przyjemnego. Wkrótce w pomieszczeniu zawitała dwójka mężczyzn, przy których — o dziwo — nie czułam się komfortowo. Słowa, jak i postawa Właściciela, nie zdradzały za dużo, natomiast Smith wyglądałby tak, jakby mógł czytać w myślach Petersona, jak i mego ojca.

          Zaczęli tajemniczo, bez żadnego ostrzeżenia, aby następnie rzucić niecodziennym tekstem.
— Wyjeżdżam — staruszek przerwał pełną napięcia ciszę, na co przełknęłam nerwowo ślinę. — Nie będzie nas z conajmniej dwa tygodnie — zakończył z uśmiechem, jednakże pod maską litościwego, dobrego przyjaciela krył się wymęczony, pełen problemów i trosk człowiek.
— Dobrze — odparłam automatycznie, ale nie zrezygnowałam z zadawania pytań. Mogłam pozwolić sobie ma nieco więcej niż młody Smith, który grzecznie siedział przy Szefie, niczym wierny i poczciwy szczeniak. — Porachunki, powiadasz? — przekrzywiłam nieznacznie głowę, powoli wstając. — Po raz kolejny nie zamierzasz wyznać całej prawdy, mam rację?
— Nie teraz, Madeline — David rozłożył ramiona i zaśmiał się cicho, lecz spojrzenie wyrażało, co innego. Czyżby tatko się niepokoił? 
— Oczekują Panowie czegoś ode mnie? — głos, przy końcu pytania, zachwiał się, zdradzając niepokój zmieszany z troską, która akurat w tamtej chwili przejęła kontrolę nad wszystkimi uczuciami. — Mam cichą nadzieję, że zdołam podołać temu zadaniu, jednak...
— Moja droga — cmoknął z dezaprobatą właściciel kasyna. — Chyba nie uważasz, że mielibyśmy serce zostawić zabieganą kobiecinę Twego pokroju, sam na sam z tak wielką działalnością, a zatem nie ma powodu do zmartwień, czyż nie? — jego miażdżące spojrzenie przeniosło się na najmłodszą osobę w tym gronie - Smitha. Nie ma powodu do zmartień? Wszystko będzie dobrze? Spodziewałam się tych właśnie tandetnych słów pocieszenia, jednakże, gdy Andrew otworzył swe usta, wiedziałam, że może stać się inaczej.
— Nikt nie powiadał, że będzie łatwo, ale dasz sobie radę. Zresztą nie zostawiamy Ciebie samej. Zawsze masz przy swoim boku jednego z moich najlepszych pracowników, a jednocześnie tych zaufanych. Nie minie chwila, a wrócimy z całą pulą nowych, interesujących kąsków, które nie będą zaprzątać Twojej zapracowanej głowy — białe zęby mężczyzny zabłysnęły w akcie szczerego, a zarazem triumfalnego uśmieszku. Od zawsze uważałam, iż Peterson nie jest osobą, której wyłącznie zależy na pieniądzach, sławie i ciągle rosnącej fortunie, lecz dzisiaj mnie zaskoczył.
— To zrozumiałe, jak najbardziej — mruknęłam i oparłam się o stół, na którym odgrywała się ówcześnie przerwana rozgrywka. — Kiedy zamierzacie wybyć?
— Dzisiejszy wieczór wydaje się być idealny — odparł bez chwili namysłu ojciec, klaszcząc cicho w dłonie. — Już wyjaśniliśmy sobie te najważniejsze kwestie? — wzrok starszego zwinnie prześlizgiwał się z jednej osoby na drugą, aż po raz kolejny padło na nieszczęśnika zwanego mianem tego "Jednego z Najlepszych Pracowników". — Co Ty na to, Samuelu?

< Jednooki Najlepszy Pracowniku? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz