poniedziałek, 19 marca 2018

Od Samuela do Madeline


          Flegmatyczną rozgrywkę toczącą się miedzy mną a panną Madeline przerwał głos rozentuzjazmowanego właściciela kasyna. Ten, ignorując postawione przez ludzkość zasady savoir-vivre, gwałtownym ruchem otworzył drzwi pomieszczenia na oścież, jednocześnie wpuszczając do środka sztuczne światło zamontowanych na korytarzu ledów. Wzdrygnąłem się, słysząc dźwięk zderzenia pozłacanej gałki z bladą ścianą. Nie wiem, czy bardziej żal było mi wgniecionej ozdoby, obitego tynku czy pracy, którą włożyć będę musiał w naprawianie go podczas następnej zmiany.
   - Poszło znacznie szybciej niż oczekiwałem – do moich uszu dotarł głos stojącego za pracodawcą mężczyzny, ojca damulki, z którą obecnie grałem. – Wszystko ustalone, decyzja zapadła. Zaskakujące, że udało nam się dojść do tego w takim czasie. A jak wam poszło?
Ostrożnie oparłem ręcznie zdobiony kij o bandę stołu, uśmiechając się przymilnie w kierunku Sz. P. Davida.
   - Bez zbędnych problemów, Sir. Właśnie rozpoczęliśmy rozgrywkę, także żadne ciekawsze zagranie, jak do tej pory, nie miało miejsca – odparłem.
Szef kiwnął głową na znak aprobaty moich wyważonych słów. Mężczyźni przeszli przez próg, zamykając za sobą dębowe wrota. Ciche postukiwanie niedużych obcasów robionych na miarę butów odbijało się echem od wysokiego sklepienia pomieszczenia. Nie musiałem długo czekać – zaledwie chwilę później para dżentelmenów znalazła się przy mnie. Jeden nich, Andrew, wprawionym okiem przeskakiwał z bili na bilę. Szukał możliwych ruchów w dokładnie taki sam sposób, jakiego ja używałem zaledwie kilka minut temu. Drugi natomiast dyskretnie zajął miejsce na jednym z foteli. Nim się obejrzałem, w krok za nim podążyła pociecha, która odłożywszy kij na bandzie stołu dopadła do fotela ustawionego tuż obok tego zajmowanego przez ojca.
  - Osoba wbijająca połówki ma cholerne szczęście. Masa kuli ustawionych przy oczkach, fiu fiu – skomentował gładko Peterson, lewą dłonią gładząc zielony materiał pola gry. – Jednak wracając do faktycznego tematu, Madeline, mamy ci coś do przekazania.
Peterson również podszedł do ustawionych nieopodal foteli, siadając na miękkich, kremowych poduszkach. Swój wzrok utkwił w siedzącej naprzeciw kobiecie, której twarz, mimo zimnego uścisku spojrzenia Szefa, pozostawała bez głębszego wyrazu.
Chcąc zapewnić członkom elity jak największą swobodę, szybko odwróciłem się na pięcie z zamiarem opuszczenia pokoju. Przed tym powstrzymał mnie jednak stanowczy głos Andrewa. „To nie będzie konieczne, Smith.” powiedział, skinieniem głowy przywołując mnie do siebie. Jako posłuszny piesek swego długu, jak najszybciej zmieniłem tor, po chwili zajmując miejsce stojące przy prawym barku Szefa. Ten poklepał mnie po udzie, dając przy tym znak, abym przypadkiem nie otwierał paszczy nieproszony.
   - Wyjeżdżam – zakomunikował po chwili milczenia Pan Watson. – Lecę do Londynu załatwić pewne niedokończone porachunki, przy czym pragnę, aby Andrew mi potowarzyszył. Nie będzie mnie – przy dobrym obrocie sprawy nie będzie n a s - pełne dwa tygodnie, od tego piątku licząc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz