piątek, 23 marca 2018

Od Alice do Shina


Przeklęłam w myślach, przyglądając się ostatniej, trzymanej w dłoniach karcie. Jedynka serce. Przeżywam dziwne deja vu, widząc akurat ją, przy pewnym końcu swej rozgrywki. Zaciskając mocniej zęby, rzuciłam ów przedmiot przed siebie, po czym nad wyraz zdenerwowana, poniżeniem mej osoby, przez nic nie znaczący los oraz mężczyznę, odwróciłam wzrok w losowym kierunku, byle by nie patrzeć na swego przeciwnika. Nawet nie widząc jego twarzy, wyczułam z jego strony to przeszywające moją osobę, pełne zadowolenia spojrzenie.
- Nie będę się posuwać do takich głupstw, ty odrażająca kanalio ludzka. - fuknęłam po chwili, krzyżując ręce poniżej piersi.
- Ależ panienko... Godna władczyni, powinna być sprawiedliwa w stosunku do obietnic i swoich podwładnych... - odpowiedział, zaczynając zbierać karty.
- Zamilcz psie, nikt cię nie pytał o zdanie! Poza tym, jak śmiesz podważać moją osobę! - fuknęłam, z lekka się jąkając. Chociaż pewność siebie, zawsze przynosi mi wygraną, tym razem, karta musiała się odwrócić przeciwko mnie. Eh... Chyba nie pozostanie mi nic innego, jak przez najbliższe 48 h, pozbawić się wolności. Lecz za żadne skarby świata, nawet za własny honor nie prześpię się z tym błaznem. - Przystanę na twych warunkach, lecz nie zapominaj, że żyjemy w kraju z autentycznym kodeksem karnym i żaden hazardowy zakład, nie będzie cię usprawiedliwiał od bezprawnego molestowania mnie! - dodałam, kątem oka przyglądając się mężczyźnie. Za to jego chore zadowolenie, miałam ochotę ponownie odłożyć kolano faceta mocnym uderzeniem. Podnieśliśmy się z dotychczas zajmowanych krzeseł niemalże jednocześnie, po chwili stając naprzeciw siebie.
- Jak się wabisz, psie? - mruknęłam pod nosem, skanując jego postać od góry do dołu.
- Shin Violin. - odpowiedział zwięźle, przy tym teatralnie się kłaniając. - A panienki godność?
- Alice Baskerville. - rzuciłam równie krótko. - Wracając. Szczerze wątpię, czy ktoś twojego profilu, mógłby się równać mojej osobie... - odparłam, mimo swej przegranej pozycji, wciąż próbując nieugięcie brnąć w swym niemiłym zachowaniu. - Co również, może się tyczyć spraw łóżkowych. - wypaliłam jakby nigdy nic, a na moje usta ponownie zagościł przepełniony nienawiścią uśmiech.
- Zobaczysz moje umiejętności łóżkowe, jak i normalne, cudna... - uśmiechnął się chytrze. -...najpewniej, w ciągu najbliższych 48 h - sprostował, przy tym nawet w najmniejszym stopniu, nie zmieniając wyrazu swej twarzy. Westchnęłam cicho, zrezygnowana przybijając piątkę z twarzą. Coś czuję, że mogę nie przeżyć psychicznie najbliższych dwóch dni, z kimś takim, u boku.
- Wiesz, gdybym
- Odpuśćmy sobie gdybanie, bo jak dobrze wiesz... - nachylił się z lekka, przy tym wykorzystując swą przewagę w kwestii wzrostu. - Tym razem, karta przeszła na moją stronę. - zauważył, - niestety -, słusznie, nad czym mocno ubolewałam. Wyobrażenia sobie jego osoby, w roli ładnie kroczącego na czworaczkach pieska, było doprawdy przekomiczne. Jeszcze z doczepioną do tej obroży
- Nie interesuje mnie twoje zdanie na ten temat! Nudzi mnie rozmowa z osobą taką jak ty, wymyśliłbyś coś ciekawszego, skoro już muszę za tobą łazić... - powiedziałam, przy tym dumnie poprawiając swe włosy.
- Zaszczytem byłoby gościć taką osobistość jak pani, w swoich progach. - odparł niemalże od razu. Słysząc jego słowa, o mały włos nie doszłoby, do wybuchu drwiącym śmiechem z mojej strony. Przyglądałam się spode łba, widocznie wytrąconej z tropu istocie.
- Chyba nie myślisz, że ktoś taki jak ja, chciałby przekroczyć progi jakichś kanalii, w których zapewne dane jest ci mieszkać. - wydukałam przez niepohamowany śmiech. - Łaski mi nie będziesz robił! To ja, wielka Alice, zapraszam cię do siebie! - skwitowałam, patrząc na niego z wyższością.
- Jakiż to cud musiał mnie dostąpić. - westchnął, również się śmiejąc. - Lecz może przed tym, zdołałbym przekonać waszą boską istotę, na kolejny zakład? - zaproponował, podczas gdy w jego oku pojawił się dziwny, przepełniony pewnością siebie błysk. Hah! Kto by pomyślał, że ten kundel ma w sobie tyle odwagi...
- Jeśli z moją wygraną przyjdzie zniwelowanie poprzedniego zakładu... Czuj ten zaszczyt i wybierz godzinę oraz miejsce, psie! - odparłam błyskawicznie, z szerokim uśmiechem na ustach.
- W takim razie... Myślę, że przedmiotem godnym użytku bogini, powinien być instrument strunowy, potocznie zwany fortepianem...
- Kpisz ze mnie? W tym przypadku, czego byś nie zrobił... Ja zwyciężę! - wyciągnęłam od razu dłoń w jego stronę. - A gdy już do tego dojdzie... Stanę się na powrót godnym człowiekiem i porządnie cię skopię! - postanowiłam bez opamiętania.
- Więc, jeśli jakimś cudem ja zwyciężę... Oczekuję od ciebie spełnienia moich dziesięciu, dowolnych próśb, życzeń, czy jakkolwiek inaczej można to nazwać. - również wyciągnął w moją stronę rękę, ze swoim podobnym, do tego sprzed ostatniego zakładu uśmiechem.
- Phi! Nie masz szans. Niech ci będzie! - po wypowiedzeniu tych słów, niemal w ułamku sekundy, równocześnie ścisnęliśmy nieco mocniej swe dłonie. Tym razem, nie da rady mnie pokonać... Ktoś taki jak on, zapewne nawet nie ma pojęcia czym jest fortepian!
- Na nasze szczęście, sklep muzyczny znajduje się całkiem niedaleko... - dodał, robiąc przy tym kilka kroków w kierunku drzwi balkonowych. - Proszę za mną, milady~


Droga minęła nam na okazjonalnych odzewach zarówno z mojej, jak i chłopaka strony. Szczerze mówiąc, powoli zaczynał mi intrygować jego brak odzewu, podczas gdy ja, zdatna byłam wyzywać go od najgorszych. Ciekawy ten pies, nie powiem... Ma swój nakreślony charakterek, który najwidoczniej prezentuje, w celu mocniejszego denerwowania mojej osoby. Ha! Ten kundel pozwala sobie zdecydowanie na zbyt wiele. Po tym wszystkim, oczekuję błagania na kolanach o zadośćuczynienie. Czego by nie zrobił... Nawet, jeśli wygra, w co szczerze wątpię... Przyrzekam, że spuszczę mu ostry łomot.
Wkroczyłam do sklepiku pierwsza, przy tym z mocnym impetem otwierając drzwi. Momentalnie moje mordercze spojrzenie zostało zwrócone ku siwobrodemu mężczyźnie, który segregował jakieś papiery przy swej ladzie.
- Hej, ty tam! Wskaż mi, gdzie mogę znaleźć fortepian! - wypaliłam bezwstydnie, dodatkowo wyciągając swą rękę i celując idealnie w starca, swym wskazującym palcem. Z wymalowanym na twarzy zdziwieniem, spojrzał to na mnie, to na towarzyszącego mi psa.
- W-w tamtym pomieszczeniu! - odparł dosyć drżącym głosem, przy tym unosząc swą dłoń, wskazując we wcześniej wspomniany kierunek. Prychnęłam pod nosem, od razu, przez przepełniony przeróżnymi instrumentami korytarz, przechodząc prosto do ów pokoju. Klasnęłam w dłonie, momentalnie znajdując się przy instrumencie. Przysiadłam na niedużym, dołączonym do niego krzesełku, dumnie się szczerząc. "Taki pies, ledwo co da radę dotknąć pojedynczego klawisza..." - dodałam do siebie w myślach, biorąc głęboki wdech. W momencie pozwoliłam sobie wygrać kilka zwrotek piosenki turystycznej, zwanej potocznie "Sto lat". W perfekcyjnie utrzymanej rytmice, moje drobne palce wędrowały pomiędzy klawiszami. Mój występ nie trwał dłużej niż minutę, dzięki czemu, dumna ze swojego występu, już po chwili z uniesioną głową, podniosłam się na równe nogi. Chłopak zaklaskał krótko, z dziwnym, jakby zwycięskim uśmieszkiem zasiadając na niedużym przedmiocie. Dłoń mężczyzny, od razu zetknęła się z bialutkimi klawiszami, tym samym, pozwalając instrumentowi wydać z siebie kilka, przeróżnych dźwięków. Stałam tuż obok, uważnie wpatrzona jak poprawia niesforne kosmyki swych włosów, po chwili wyciągając ręce w przód. Charakterystyczny gruchot kości, w momencie dotarł do mych uszu... Co on właściwie kombinuje? Chce zabłysnąć, swym strzelaniem palcami? Zmrużyłam oczy, patrząc, jak jego paliczki, swobodnie wędrują po klawiaturze, a struny sprzętu wydają przepiękne dźwięki. Nie... On... Za dobrze gra! Nic tu się nie zgadza, ta kanalia ludzka nie ma prawa przewyższać swymi zdolnościami boga! 
Nie potrafię przyznać, że te idealnie dobrane nuty były czymś pięknym... Chociaż rzeczywistość była zupełnie przeciwna w stosunku do mojego toku myślenia, nie potrafiłam wyzbyć z siebie myśli dotyczącej mojego dalszego losu oraz tego pieprzonego zakładu. Zacisnęłam mocniej pięści, dosłownie nie potrafiąc mu przerwać. Podczas gdy jedna półkula mego mózgu miała ochotę zabić go na miejscu, druga z protestem, domagała się tych przyjemnych nut.
- Ty nędzny kundlu... - syknęłam przez zęby, wzrok mając wlepiony w podłogę, gdy tylko przez dłuższy czas nie docierał do mnie żaden dźwięk. Nawet nie czekając na reakcję chłopaka, trafiłam jednym, porządnym kopniakiem prosto w jego kolano. Przyglądając się, jak ten wciąż siedzi z uśmiechem, gwałtownie wyrwałam się i uchwyciłam w swej dłoni, skrawek jego kurtki. - Gadaj czego konkretnie chcesz, bo dłużej z tobą nie wytrzymam! 

< Shin? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz