niedziela, 6 maja 2018

Od Alice do Shina


Przyglądałam się ojcu z morderczymi iskierkami w oczach. Nie muszę chyba opisywać, jak bardzo w tym momencie czułam się zarówno zażenowana oraz zła. W sumie, obie emocje na swój sposób się równoważyły. Gdy tylko trafiłam do pokoju, ulokowanego zaledwie parę metrów od mojego i Shin'a, gwałtownie wyrwałam się z uścisku mężczyzny. Tupnęłam nogą, na znak protestu.
- Tego wieczoru, chcę poznać odpowiedź na tylko jedno pytanie... - zaczęłam z wyczuwalną, nienawistną nutką w głosie. Ojciec, z wymalowanym na twarzy uśmiechem, jedynie zwrócił się w moją stronę. - Jakim cudem, udało wam się mnie znaleźć. - podałam w końcu temat, nurtujący pytaniami mój mózg. W końcu, mogłam być dosłownie wszędzie, już pomijając fakt, że aktualnie jestem w "podróży". Uniosłam wzrok swych ametystowych oczu, wprost na ojca, którego tęczówki były dosłownie identyczne. Przez ten szczegół, zawsze, ciężko było mi się jego wyprzeć. Pomijając zupełnie wygląd matki, którą od tyłu, można by było pomylić z moją osobą lub na odwrót. Nie da się ukryć, że parę razy doszło do podobnych sytuacji...
- Przypadkowo. Przybyliśmy na konkurs, w którym bierze udział twój przyszły mąż, by móc przedyskutować parę spraw zarówno z nim, jak i z jego rodzicielami. Gdy wybraliśmy się z twoją mamą na popołudniowe zakupy, spostrzegliśmy waszą dwójkę u progów tego właśnie hotelu... - wyjaśnił całkiem zwięźle, podchodząc do mnie bliżej. Z uniesionymi kącikami ust, delikatnie uniósł nieduży kosmyk mych włosów, by po chwili opleść go sobie wokół palca. - A reszty, możesz domyślić się sama. - podsumował krótko, dobrze znając moją, w pewnym sensie nadnaturalną spostrzegawczość. Westchnęłam ciężko, zwracając momentalnie wzrok ku podłodze. Przeklęci... - Powiedz mi jedynie córciu, gdzież przyszło ci zbłądzić, przez ostatnie parę miesięcy, że znalazłaś sobie takiego, zapchlonego kundla? - wypalił jakby nigdy nic, przy tym wyjawiając swe wyraźne obrzydzenie, w stosunku do Shin'a. Gdyby nie fakt, że co, jak co, jest to mój ojciec, dawno zdążyłabym się porządnie zamachnąć, w celu złożenia siarczystego uderzenia na jego policzku. Zacisnęłam jedynie mocniej pięści.
- Mogę ci przysiąc, że za żadne skarby świata, nie mam zamiaru opuszczać boku tego kundla, czego byś nie zrobił, nie wyjdę również za żadnego fagasa... - syknęłam praktycznie przez zęby, mimowolnie czując, jak do kącików mych oczu dobierają się łzy. - Co by się również nie stało, będę w stanie popełnić samobójstwo, aby tylko twoje i matki cele nie doszły do skutku... - zakończyłam groźbą, by w następnej kolejności zrobić gwałtowny obrót i ruszyć wprost do łazienki. Nie wiem jak to określić. Czuję się na wskroś przesycona gniewem, a jednak, z mych oczu jedynie wydobywają się łzy. Walnęłam parę razy pięścią w ścianę, co samo z siebie, zdołało zedrzeć skórę, wierzchu mej dłoni. Nienawidzę... Nienawidzę... Nienawidzę ich! Dlaczego muszą wpieprzać się w moje sprawy, właśnie wtedy, gdy wszystko zaczyna się tak pięknie układać? Zawsze tak jest! Niezliczoną ilość razy, muszę przeżywać to samo... Błagam... Dość...
Moją wczorajszą furię, jakoś zdołał opanować, nieustannie przeklinany przeze mnie rodziciel. Ledwo udało mi się przespać tą noc, jeśli mam mówić szczerze. Była ona praktycznie w pełni poświęcona mym przemyśleniom i planom. Moje wewnętrzne dedukcje, trwały aż do śniadania, podczas którego dopiero dane mi było wrócić do rzeczywistości. Było to wywołane pojawieniem się Shin'a i mojej matki, na sali, po środku której rozłożony był szwedzki stół. Mimowolnie, kąciki mych ust delikatnie się uniosły, gdy dane mi było dostrzec chłopaka. Za naleganiem - o dziwo -, mej rodzicieli, przysiadł się do naszego stołu. Rzecz jasna, na ukos. Po przeciwnej stronie. Nie da się ukryć, że posiłek spożyliśmy w grobowej atmosferze, ledwo wymieniając się jakimikolwiek zdaniami. Dopiero po odniesieniu talerzy i przygotowania kawy, była jakakolwiek szansa na wprowadzenie poważniejszej dyskusji. Wpatrzona nieco tępawo w ciecz, z początku milczałam, jedynie wsłuchując się w dyskusję mych rodziców na temat pogody. Okropnie irytujące...
- Właśnie, skąd wy w ogóle się znacie, gołąbeczki? - podpytała w pewnym momencie matka, spoglądając to na mnie, to na chłopaka. Aż ciarki mi przeszły po plecach, gdy moją osobę, zmierzyły te krwistoczerwone tęczówki... Rzuciłam przelotne spojrzenie na Shin'a, który chyba od dłuższego czasu, skupiał swój wzrok na mojej osobie.
- Kasyno La Vie. - podałam najkrótszą odpowiedź, która zresztą, była zgodna z powszechnie wiadomą mi oraz chłopakowi prawdą.
- Alice, nie sądziłem, że zboczysz do tego stopnia, by stać się hazardzistką... - wymruczał pod nosem ojciec, wpatrując się we mnie, nadzwyczaj otępiałym i pełnym pytań wzrokiem. Wzruszyłam z lekka ramionami.
- Przynajmniej dobrze mi szło... - mruknęłam chyba trochę niezrozumiale, prostując swe ciało. - W każdym razie, przepraszam że tak prosto z mostu, lecz - kiedy dacie mi święty spokój? - podpytałam, zwracając się rzecz jasna do rodzicieli. Spojrzeli po sobie.
- Rzecz jasna wtedy, gdy w końcu wyjdziesz za godnego ciebie mężczyznę... - odparł niemalże od razy ojciec, spoglądając przy tym przelotnie na chłopaka. - To nie twoja liga, chłopcze. - wzruszył jakby nigdy nic ramionami, mówiąc aż nazbyt bezkarnie. Ciągi przekleństw kierowanych w ich stronę, ponownie spowiły me myśli...
- Więc kim jest tamten fagas, że jest mnie godzien? - prychnęłam, uśmiechając się przy tym delikatnie w stronę chłopaka. Odwzajemnił gest, chyba również, w pewnym sensie zainteresowany tym "ideałem".
- Ach, Alice! Jest on wybitnym kompozytorem, głos ma jak anioł! Dla niego, faceci są w stanie stać się homo, zapatrzeni w jego idealne rysy twarzy! A do tego, rodziców tak rozsławionych, że sama znajomość z nimi, może okazać się niezłym biznesem... - choć Lacie kontynuowała jeszcze przez kilka, kolejnych sekund, zignorowałam całą resztę po usłyszeniu słowa "biznes". Pomyśleć, do czego są w stanie, by osiągnąć własny sukces... Zacisnęłam mocniej pięści, gwałtownie podnosząc się na równe nogi. Odetchnęłam cicho. 
- Przewiń kasetę do samego początku, czy była mowa o umiejętnościach kompozytorskich? Jaki to instrument? - wtrąciłam jej chyba w środek zdania.
- Jak to, jaki, córcia! Oczywiście, że pianino! Inaczej, nie miałby żadnego celu, jeśli chodzi o przyjechanie tutaj. - dosłownie te trzy zdania wystarczyły mi, by móc sobie wszystko ładnie poukładać w myślach. Wszystko, wprost perfekcyjnie wiązało się ze sobą... Mimowolnie, mą twarz spowił delikatny uśmiech.
- Przepraszam was, rodzice, lecz muszę z pilnie pogadać z tym kundlem na osobności... - zrobiłam jakże słodką minkę w kierunku ojca, by dosłownie zmusić go umysłowo do zgody. - Porządnie wyjaśnię mu, gdzie jego miejsce... - dodałam jedynie, nawet odrobinę nie zmieniając wyrazu twarzy. 
- Pewnie córcia! Pokaż mu, kto tu rządzi! - słowa matki, brzmiały dosłownie jak poparcie do wykonania darmowego kopniaka, czy uderzenia. Skinęłam delikatnie głową, obserwując jak chłopak również podnosi się od stołu. W zaledwie piętnaście sekund, udało nam się opuścić zarówno pomieszczenie, jak i odtrącić od siebie spojrzenia rodziców. Dosłownie, błogosławieństwo dla mych oczu oraz uszu... Przynajmniej kilkuminutowa przerwa, od tego parszywego tonu. 
Uniosłam swoje widocznie zmieszane spojrzenie, wprost na stojącego naprzeciw chłopaka. Nie zdążyłam nic powiedzieć, a ten, bez słów przytulił mnie do siebie... Tak, w tej, dosyć skomplikowanej sytuacji, będę musiała dać sobie radę, na detoksie od jego bliższych czułości. Najmniejszy, zły ruch może skończyć się porażką, która zniszczy wszystko, co udało nam się zdobyć przez ten ostatni czas... Odsunęłam się nieznacznie od chłopaka, by móc nieco odchylić głowę i spojrzeć jego osobie prosto w oczy. 
- Kochany, mam pewien, trochę ryzykowny sposób, jak to wszystko odkręcić... - szepnęłam na tyle cicho, by żadne, najmniejsze słówko nie było w stanie przedostać się na jadalnię. - Znaczy... Jeśli chcesz zrobić to w zgodzie, z moimi chorymi psychicznie rodzicami. - sprostowałam, owijając ręce wokół szyi wyższego.
- Oj uwierz Alice, że byłbym w stanie obyć się bez tego, by móc pozostać z tobą, aż po kres. - zaśmiał się cicho, wpatrując się we mnie, swymi hipnotyzującymi oczyma. Również, uniosłam delikatnie kąciki swych ust.
- Mój piesek, musi ponownie pokazać klasę na konkursie... Jak już zapewne zdążyłeś się domyślić, twym konkurentem będzie narzucony mi małżonek. - wyjaśniłam prawie wszystko, zaledwie w dwóch zdaniach. Stanęłam na palcach, by móc być jeszcze bliżej twarzy Shin'a. - Jak dobrze myślę, kochany, ktoś taki nie będzie dla ciebie problemem? - dopytałam, początkowo, składając jedynie krótki pocałunek na policzku chłopaka.
- Póki jesteś przy mym boku, bogini, będę w stanie pokonać dla ciebie każdego... - odparł, z własnej inicjatywy zbliżając się do mych ust. Nie mogąc się już dłużej powstrzymać, desperacko starałam się kontynuować i przedłużać w nieskończoność tą chwilę. Podparta o ścianę, przy tym osaczona przez chłopaka, co rusz pozwalałam naszym wargą stykać się i rozłączać. Nie potrafiłabym wyobrazić sobie życia, u boku kogokolwiek innego... Wolałabym zginąć, niż zostać skazana na udręki, bez ożywiającego mnie ciepła miłości, jaka nas łączy...
- Shin, choć ze mną, choć za mną... Gdzieś, gdzie nas nie znajdą, przynajmniej tę godzinę... 
<Shin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz