sobota, 31 marca 2018

Od Shina do Alice


Nacisk podłogi spowodowany ruchami Alice, która stąpała po niej trochę mnie rozbudził, zaczekałem na jej wyjście, przebrałem się tak szybko jak mogłem i wyszedłem za zdobyczą, zacząłem ją śledzić, ciągle zachowywała ostrożność, musiałem uważać na jej wzrok i słuch. W końcu wyszliśmy z budynku i zaczęła pewniej oraz szybciej uciekać, musiałem dostosować się do jej tempa, może była malutka, ale była dosyć szybka bym ją zgubił w tych tłumach ludzi, nie myślałem o głodzie czy dalszym śnie, nie mogłem jej sobie odpuścić, zakład to zakład, a ona go przegrała i była zbyt urocza by tak dać jej pójść w pizdu. Moja ofiara szła w kierunku głównej drogi, wtedy była stuprocentowa pewność, że mi zniknie, szczerze wątpię jej powrotu do mnie, znalazła się już na końcu uliczki, teraz ją złapię albo nigdy. Zacząłem biec i wziąłem od razu dziewczynkę na ręce, spojrzałem na Alice i patrzyłem w jej oczy, widziałem wyraźny gniew, zdezorientowanie oraz strach.
-Ty głupi kundlu, moja wolność!-Pojawiły się łzy w jej oczach, następnie zaczęła mnie lekko walić swoimi cienkimi rączkami, jak dziecko, które się zabrało z placu zabaw.-Jesteś kundlem, dlaczego interesujesz się taką boginią jak ja?!
-Wygrałem zakład, jesteś moja.-Zacząłem głaskać ją po głowie w celu uspokojenia jej. -Chcę ci poza tym jeszcze kilka rzeczy pokazać, nie możesz tak sobie odejść.
-Jestem boginią, z bogiem się nie kłóci, zwłaszcza takie podludzie jak ty.-Przetarła twarz rękawem ubrania i uśmiechnęła się do mnie.-Prowadź mnie do świątyni mój kundelku!
Szliśmy w ciszy do jej świątyni, droga dosyć długo trwała, ciągle gadaliśmy ze sobą drocząc się, ale w końcu doszliśmy do domku jednorodzinnego na obrzeżach miasta. Odstawiłem ją na ziemię i zaczekałem przed drzwiami do domu, musiałem trochę zaczekać na krasnoludka nim się spakuje, ale wrócił mój skrzat z wielką walizką, wiedziałem co teraz się stanie, niestety jako kundel muszę wykonywać rozkazy bóstwa w tym targanie ekwipunku bożka. Jak się spodziewałem waliza była cholernie ciężka w przeciwieństwie do jej właścicielki, ta mała pokraka wesoło sobie spacerowała i z uśmiechem na ustach szła przede mną w kierunku budynku, który niedawno był jej chwilowym noclegiem. Czułem się wykorzystywany, ale przez nią to było nawet przyjemne, mogło to dalej trwać, takie drażnienie się z nią okropnie mi pasowało, niestety doszliśmy już do mieszkania, wjechaliśmy tym razem windą na piętro, otworzyła drzwi, zostawiłem walizkę przy łóżku i wziąłem ją na ręce.
-Co ty robisz głupi psie?! Postaw mnie na ziemi!
-Nie uciekniesz, muszę ci jeszcze zagrać na pianinie moja droga, ten kundelek chce mieć zaszczyt prezentacji swoich marnych wysiłków takiemu pięknu jak ty.
-Skoro tak o tym mówisz, ale dokąd idziemy?
-Musimy coś zjeść, pójdziemy do sklepu panienko.
-Panienko? Straciłam swoją boskość według ciebie?!
-Nie, nie, tak się tylko mówi.
-No to w drogę mój wierzchowcu!
Wolnym krokiem kierowaliśmy się do sklepu, weszliśmy razem, ciągle trzymałem ją na ryncach, wszyscy na nas patrzyli kątem oka, weszliśmy do alejki z pieczywem, myślałem co wziąć, spojrzałem na bok na inne rodzaje, wtedy ujrzałem starego chłopa, gapił się na nas z zdziwieniem w oczach.
-Jestem jego niewolnikiem dziadziusiu, ten kundel chce mnie zgwałcić jak wrócimy do domu.-Wypaliła Alice do niego z masą kłamstw.-Jestem tylko biedną nastolatką czternaście lat, on jest złym pedofilem, zoofilem i dresem.
Dziadziusia zamurowała na moment ta odpowiedź, ale jego wzrok przybrał charakter wrogości i chęci do walki, chciał być jebanym bohaterem z filmów Disneya, nie tym razem i nie w tym świecie dziadek, Disney to fikcja, zwłaszcza herosi w nim.
-Ty gówniarzu! Zostaw tą małą dziewczynkę!-Podszedł do mnie i zagroził ciosem w twarz, ja się tylko uśmiechnąłem chytrze.
-Dziadek, ona nie jest tak młoda jak ci się wydaje, jest kobietą, nie pieprzoną wredną dziewczynką, uwielbia się zemną drażnić, jeśli masz nam przeszkadzać to cię bardzo proszę znikaj stąd, źle to się dla ciebie skończy, znasz chociaż moje nazwisko?-Spytałem przewracając główkę na bok.
-Taki wymoczek jebany nie może być kimś ważnym, jesteś normalnym idiotą, który myśli, że świat nic ci nie zrobi i jest twój.
-Wpisz sobie Violin w internecie, ale jeśli znasz się na muzyce to będziesz pamiętał.-Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do kasy.
-Żegnaj stary pryku, próbowałeś, ale zwaliłeś okazję.-Pomachała mu rączką i pokazała język, ta jej próba trochę nie wyszła, ale próbowała.
Zapłaciliśmy za zakupy, wróciliśmy do mieszkania, odstawiłem malucha na łóżko, od razu rozłożyła się cała na nim pokazując swoje terytorium, może kiedyś mi pozwoli normalnie spać z nią, mniejsza, zrobiłem kanapki z wędliną, podałem na stół, zawołałem obszczymurka na śniadanie, usiadła przy stole, spojrzała na jedzenie i na mnie.
-Co to za gówno?
-Normalna szynka słonko, zjedz bo będziesz głodna, niczego innego nie zjesz.-Uśmiechnąłem się w celu urzeczywistnienia moich słów i zachęcić ją do zjedzenia. Również się przysiadłem, oboje zjedliśmy, wziąłem talerze, starłem z stołu i pozmywałem.
-Teraz co będzie piesku?
-Do sklepu muzycznego, nauczę cię trochę grać, twoja imitacja strasznie strzępiła moje wrażliwe uszy.-Powiedziałem kładąc talerze na suszarce.
-Czy ty sugerujesz, że moje wykonanie było fatalne i jedyny efekt co dało to twój ból uszów?!
-Czy to ważne?
-Dla mnie tak!
-Przepraszam, twoja melodia była wspaniała, pokażesz mi ją jeszcze raz?
-Zasłużyłeś kundlu?!
-Nie oddałem cię, to już jest coś.
-Boginię oddać, każdy tak potrafi.
-Chodźmy.-Złapałem ją za rękę i pociągnąłem do drzwi, byłem szczęśliwy, szybko znaleźliśmy się przed sklepem, tym razem pilnowałem Alice by nie obraziła pracownika, przysiedliśmy do fortepianu, wpierw ja usiadłem, poklepałem swoje kolana na znak, żeby usiadła, niestety jedyne co zrobiła to pokazała mi środkowy palec, wstałem złapałem ją znów na ręce, usiadłem i pozwoliłem opaść na moje kolana, nie miała teraz jak wyjść, spojrzałem na nią miała łzy na twarzy.
-Co się stało piękności?
-Ale ja nie chcę!
-Bardzo cię proszę, jak nie dla siebie to dla mnie.-Pocałowałem ją w dłoń.-Daj mi ten zaszczyt.
-Niech ci będzie, ale nie naciskaj na mnie!
Zaczęła klikać w klawisze instrumentu, były prawdopodobnie losowe, ale układały jakąś melodię na początku, zaczęła się gubić i ton gwałtownie zniżać i podwyższać, było to dosyć niedobre dla mnie, chciałem już zacząć jej akompaniować, musiałem się powstrzymać, niech sama próbuje. Wreszcie skończyła, trochę dyszała i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
-Fortepian jest jak dziecko, pogłaszczesz go delikatnie po główce to się uśmiechnie.-Delikatnie dotknąłem klawisza.-Pokażę ci jak ja gram inne rzeczy, zacząłem grać jak mogłem, przelatywały mi fragmenty wspomnień i powracały niektóre emocje, widziałem babcię na wózku, która zmarła, miałem łzy na twarzy, rzadko grałem ten utwór, ale sytuacja teraz tego wymagała.

< Alice? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz